czwartek, 15 maja 2014

Moja mała biblioteczka, cz. 4.

Ostatni post opisujący moją małą biblioteczkę będzie dużo krótszy niż pozostałe, mam bowiem do opisania tylko jedną rodzinę pozycji. Nie przedłużając niepotrzebnego wstępu, zapraszam do lektury.


Karpyshyn Drew: "Star Wars - The Old Republic: Revan", Trylogia Bane'a

Williams Sean: "Star Wars - The Old Republic: Fatal Alliance"



Mimo że jestem fanem "Star Wars", jakoś nigdy nie miałem okazji do zapoznania się z gwiezdnowojenną literaturą. Klucz wyboru pozycji, które zakupiłem, nie był szczególnie skomplikowany: "Revana" musiałem kupić jako fan growej dylogii "Knights of the Old Republic"; "Fatal Alliance" jest z tej samej linii wydawniczej, a obiecywała tak lubioną przeze mnie tematykę drużynową, dzięki czemu zapowiadała się lepiej od "Oszukanych", a akurat nadchodziły urodziny i chciano mi kupić prezent; z kolei Trylogia Bane'a była po prostu w promocji (3 książki za dyszkę, fuck yeah), a słyszałem o niej dobre rzeczy.

O ostatniej pozycji nie mogę się wypowiedzieć, gdyż to świeży zakup, ledwie przeze mnie rozpakowany. Co zaś się tyczy dwóch pozostałych, to niestety się zawiodłem. "Revan" miał opowiadać o... no cóż, Revanie, czyli kluczowej postaci wspomnianej wyżej serii gier, więc nie mogłem tego przegapić. Liczyłem jednak na gościnny występ całych drużyn z "KotORa", a dostałem jeno Canderousa, Bastilę i T3-M4, których raczej nie wypatrywałem z utęsknieniem. Drugi zawód przeżyłem przy zakończeniu - fakt, powieść rzeczywiście opisuje dalsze losy Revana, ale ich nie zamyka, poza tym jest bardziej prologiem do sieciowego "The Old Republic" (obecnie gra F2P, która jednak jest połączeniem wszystkiego, co najgorsze w stereotypowym szkocie, żydzie i krakusie) niż epilogiem do KotORa. Całość nie była zła, była przeciętna (raczej wyższa przeciętna), ale uczucie niedosytu pozostało.

Z całą pewnością zły był jednak "Fatalny Sojusz", który ma dwie główne wady. Po pierwsze, ja rozumiem, że drużyna i te sprawy, ale konstrukcja i sposób opowiadania fabuły przypomina raczej skrypt z rozegranej sesji RPG niż powieść. Wystarczy rzut oka na obsadę, w której znalazło się po czterech przedstawicieli (szeroko rozumianych) Imperium i Republiki - dokładnie tak, jak to ma miejsce we wspomnianym już "The Old Republic". Po drugie, sesję ową prowadził raczej początkujący mistrz gry - naprawdę, autor nie mógł wymyślić lepszego zagrożenia dla całej Galaktyki niż samoreplikujące się droidy? Właściwie jedyne, co mi się podobało w tej książce, to zakończenie losów jednego z bohaterów, padawana Shigara Konshiego - zwłaszcza, że jest ono niejednoznaczne.


Reystone Alice R. "Dziewiąty Mag"


Miało być o tylko jednej rodzinie tytułów i tak też jest. "Dziewątego Maga" bowiem jeszcze nie przeczytałem, więc nie mogę o nim nic powiedzieć z wyjątkiem tego, że jest mi wstyd, gdyż książkę dostałem ponad pół roku temu, a jeszcze do niej nie zajrzałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz