piątek, 25 kwietnia 2014

TOP7: Animowane filmy Disneya

W dzisiejszym poście zostajemy w temacie filmów animowanych, jednak przenosimy się do starych, dobrych czasów, kiedy nie było CGI, trójwymiaru i innego rodzaju ulepszaczy. Innymi słowy, chciałbym Wam przedstawić moje TOP7 klasycznych, animowanych filmów Disneya. Zapraszam.


Miejsce 7: "Aladyn: Powrót Dżafara"



Zasadniczo wszystkim wiadome jest, że kontynuacje filmów Disneya nie dorastają oryginałom do pięt. Ja jednak postanowiłem nagrodzić tutaj pierwszą z nich, przy której chyba jednak komukolwiek się chciało. Poza tym, nie miałem w swojej kolekcji "Aladyna", więc musiałem się zadowolić drugą częścią i wcale nie żałuję. Do gustu przypadły mi zwłaszcza piosenki (znałem na pamięć) oraz świetny, komediowy kwartet Dżin + Abu + Dywan + Jago.


Miejsce 6: "Hercules"


Z tego, co kojarzę, "Hercules" nie jest zbytnio lubiany: kombinacja mitologii, gospelu, Las Vegas i dziwnego stylu graficznego okazała się dla większości niezbyt zjadliwa. Dla mnie jednak wystarczyła sama mitologia (którą za dziecka byłem bardzo zainteresowany), by oglądać go raz za razem, nawet jeśli czasem musiałem zakrzyknąć: "ej, ale to wcale nie było tak!" i patrzeć na jednak dziwny styl graficzny. Aha, gospel w ogóle mi nie przeszkadzał; w zasadzie, nawet nie wiedziałem, że to gospel.

Miejsce 5: "Miecz w Kamieniu"


Uwielbiam fantasy, zwłaszcza takie typowe, średniowieczne. I chociaż Disney ma w dorobku kilka filmów o tej tematyce, to moim ulubionym jest właśnie "Miecz w Kamieniu". To, co najbardziej z niego zapamiętałem i co przy okazji najmilej wspominam, był fragment z Merlinem i Arturem przemienionymi w wiewiórki i muszącymi sobie radzić z zainteresowaniem wiewiórczych samic: zawsze śmiałem się przy tym jak głupi (a potem pochlipywałem cichutko)! No i wiedźma Mim też była świetna. I jeszcze wilk. Ogólnie, kawał dobrej zabawy.

Miejsce 4: "Planeta Skarbów"


Stosunkowo świeży film (2002 r.) i przy okazji kolejny na tej liście, który chyba nie cieszy się powszechną sympatią. To, na co jednak wiele osób narzeka, czyli dziwna stylistyka, dla mnie zawsze byłą ciekawą stylistyką i jedną z największych zalet całości. Poza tym, bardzo polubiłem postaci i zapewnianą przez nie komedię.

Miejsce 3: "Król Lew"



Powszechnie uwielbiana produkcja, uwielbiana także przeze mnie. Pamiętacie tzw. "karteczki", które zbierało się w tamtych czasach? W mojej okolicy najcenniejsze były właśnie te z "Królem Lwem". Tak czy owak, film jest dla mnie ponadczasowy: słowo "tłumaczka" funkcjonuje w mojej rodzinie do dzisiaj (tak za dziecka nazwałem scenę, gdzie Mufasa bierze Simbę na męską rozmowę), a moje życie dowodzi, że Timon i Pumba (oraz ich "Haskuna Matata") są dla mnie głównym wzorem do naśladowania.

Miejsce 2: "Dzwonnik z Notre Dame"



O tym, jak bardzo lubiłem ten film najlepiej świadczy fakt, że za dziecka znałem go na pamięć: dokładnie mogłem powtórzyć każdy dialog i każdą piosenkę. Co do piosenek, swego czasu na wczasach na tradycyjnym konkursie piosenki i wierszyka zostałem podstępnie przekonany przez ojca do zaśpiewania jednej z nich po wstępie nawiązującym do bicia dzwonów niedalekiego kościoła. Żałuję tylko jednego: że do tej pory nie za bardzo miałem okazję zobaczyć go w dorosłości, kiedy to podobno staje się jeszcze lepszy.

Miejsce 1: "Piękna i Bestia"



Przez wielu, w tym mnie, produkcja uważana za najlepszy film animowany w historii: wszak to jeden z nielicznych obrazów tego typu, nominowany do Oscara w kategorii najlepszy film; szkoda, że nie wygrał, bo mielibyśmy niezły precedens. Postacie są świetne, fabułą jest świetna, muzyka jest świetna. A co do obowiązkowej anegdotki z dzieciństwa, kiedyś poprosiłem rodzinę, by zwracali się do mnie per Bestia; nie zgodzili się, i chyba dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz