sobota, 20 września 2014

Liga w czterech smakach

Pamiętacie taki serial z początku XXI wieku zatytułowany Justice League (później Justice League Unlimited)? Bo ja bardzo dobrze - wszak uważam go za najlepszy serial animowany wszechczasów. Nic więc dziwnego, że kiedy zdecydowałem się zmienić swoje zainteresowanie uniwersum DC z teoretycznego (streszczenia) na praktyczny (komiksy), od razu wiedziałem, że to Liga będzie moim głównym celem, i nie pomyliłem się - komiksy o pojedynczych bohaterach szybko mnie znudziły, za to Ligę czytam do dziś. W niniejszym poście mam zamiar pokrótce opowiedzieć o wydawanych obecnie tytułach z Justice League w roli głównej. Zapraszam.




"Justice League"

Justice League to, dla tych których nie wiedzą, od srebrnej ery komiksów główna drużyna DC Universe, zbierająca w swoich szeregach najpotężniejszych bohaterów Ziemi. Przynajmniej zwykle tak było. Przed wielkim eventem pt. Flashpoint, który doprowadził do zmiany starego uniwersum DC w New52, ostatnim panem, który zajmował się tą grupą był niejaki James Robinson, pod którego rządami zmieniła się ona w powszechnie pogardzaną zbieraninę drugoplanowych postaci, bez Supermana, Batmana-Bruce'a Wayne'a czy Wonder Woman (przynajmniej wg ogółu czytających - choć ja wtedy się tym nie zajmowałem, z czytanych artykułów wynikało, że DC chciało nieco odmłodzić swój świat, stąd tych głównych herosów zastąpiły ich młodsze odpowiedniki; no, ale jeśli dajesz gdzieś inteligentnego goryla, musisz przewidzieć, że może wyjść różnie).

Dlatego też wraz ze startem New52 głównym zadaniem DC stało się przywrócenie Lidze jej dawnej chwały, czym miał zająć się najbardziej znany scenarzysta wydawnictwa, Geoff Jones (przez wielu uwielbiany za podobno znakomitego Green Lanterna, przez równie wielu pogardzany za przesadzone eventy). I, całe szczęście, udało mu się to - pierwsza historia, Origin, była świetnym komiksem, a ponadto ponownie skład Ligi tworzyli ci najlepsi: Superman, Batman, Wonder Woman, Flash, Green Lantern, Aquaman i Cyborg (no ok, ten ostatni nie jest tym najlepszym, ale za to jest czarny). Późniejsze opowieści, choć na ogół niezłe, nie dorównały jednak tej pierwszej.

Teraz, po zakończeniu Forever Evil, seria ma szanse powrócić do początkowej świetności, a nawet ją prześcignąć. Wszystko dzięki Lexowi Luthorowi, który po poprowadzeniu ziemskich złoczyńców do zwycięstwa we wspomnianym wyżej eventcie, został obwołany jednym z największych herosów na Ziemi i jako tako zapragnął... dołączyć do Justice League! (Zabierając ze sobą dwóch Captainów: Marvela i Colda; później ma się pojawić także Power Ring, mająca zastąpić Green Lanterna, który siedzi sobie w kosmosie i ma na głowie problemy korpusu.) I co, jak co, ale jego pojawienie się wniosło do serii dużo świeżości i pierwsza, właśnie zakończona post-FE historia była naprawdę dobra (nie tylko pod względem Luthora, ale i np. Batmana - zresztą kontakty tych dwóch były głównym tematem nr 30-33; setnie uśmiałem się także przy duecie Cyborg - Captain Marvel). Osobiście nie mogę doczekać się następnej, tym bardziej, że muszę na nią czekać do przyszłego miesiąca.




"Justice League Dark"

Justice League Dark to pozycja (i drużyna) dla wszystkich tych, którzy interesują się magią, mrokiem itp. Grupa składa się bowiem z magicznych postaci i ma się zajmować właśnie mroczną stroną uniwersum. Przez dotychczasowych 34 numery skład drużyny zmieniał się praktycznie co chwila, ale obecnie tworzy go piątka widoczna powyżej: Zatanna, Constantine, Deadman, Nightmare Nurse i Swamp Thing.

Początkowo to właśnie JLD było moją ulubioną serią komiksową. Postacie były dla mnie nowe, nie do końca wiedziałem, czego się po nich spodziewać, a w kolejnych numerach brylował Constantine, który stał się z kolei moją ulubioną postacią komiksową (mimo to, jego solowe przygody nigdy mnie nie pociągały); także historie trzymały niezły poziom i były rzeczywiście dość oryginalne, a nie tylko ciągiem magicznych pojedynków. Jednakże, po przeciętnym Blightcie (tie-inie do Forever Evil) również kolejne historie nie były zbyt ciekawe i jak dla mnie JLD musi znacząco podnieść swój poziom, bym nie czytał jej tylko z nudy i sentymentu.




"Justice League 3000"

Zdecydowanie najoryginalniejsza z teraźniejszych odsłon Ligii. Justice League 3000 dzieje się bowiem, jak sama nazwa wskazuje, w XXX w. (no dobra, na to nie wskazuje, wszak 3000 r. to jeszcze XXIX wiek, ale wszędzie mówią o XXX, więc zakładam, że jest to Justice League 30xx), kiedy to cały wszechświat rządzony jest przez grupę superistot zwaną The Five (nie ma ona nic wspólnego z długoletnimi przeciwnikami Legionu Superbohaterów The Fearsome Five). Żeby z nimi walczyć, wciąż istniejący Cadmus klonuje (jak to się początkowo wydaje) najpotężniejszych bohaterów XXI w.

Właśnie ci najpotężniejsi bohaterowie XXI w. są największą zaletą komiksu - niby wszystkich ich znamy, ale proces klonowania nie powiódł się w 100%, przez co ich osobowość, moce czy wyposażenie uległy pewnym zmianom. Przykładowo, Superman pozbawiony wychowania przez Kentów jest aroganckim bucem, z kolei Batman, który nie pamięta śmierci swoich rodziców, jest wciąż tak samo inteligentny, ale dużo mniej zmotywowany. W grupie są także Wonder Woman, Green Lantern, Flash i później Firestorm, ale ich dziwactwa musicie już odkryć sami. Co zaś się tyczy historii, nie jest ona zła, ale nie ukrywajmy - komiks ten postaciami stoi.

Niestety, ostatnio okazało się, że Justice League 3000 ma pewną wadę, którą za wadę uważam chyba tylko ja. Otóż według ostatnich zapowiedzi, komiks nie dzieje się w przyszłości New52, tylko w starym uniwersum. Po pierwsze, jak już robimy coś nowego i chcemy, by było to przynajmniej jako tako spójne, to nie wracajmy do tego, co było kiedyś. Po drugie, z tego co wiem, mniej więcej w tym okresie przed Flashpointem działał Legion Superbohaterów, o którym w JL3k nic nie słychać - mógł się co prawda jeszcze nie narodzić lub też już zostać pokonanym, ale co do tego DC powinno wydać jakieś oświadczenie, bo na razie wygląda na to, że wszyscy (w tym i czytelnicy) o tym zapomnieli.




"Justice League United"

Justice League United ma dość ciekawą historię. Wszystko zaczęło się od Justice League of America, grupy sponsorowanej przez rząd USA, która miała powstrzymać główną Justice League, gdyby ta zwróciła się przeciwko Ziemi. Jednak w obliczu jej porażki podczas Forever Evil, została ona rozwiązana i DC stwierdziło, że część superbohaterów z powyższej formacji ma potencjał i gdzieś trzeba ich ulokować. Dlatego też Marsian Manhunter, Stargirl, Green Arrow i Hawkman trafili do Justice League United (która po drodze miała być Justice League Canada), do której to drużyny dołączono także Animal Mana (którego solowa seria także się zakończyła), Supergirl, Equinox (nowa postać, rdzenna Kanadyjka) oraz Adam i Alanna Strange.

Obecnie jesteśmy po pierwszej historii i chociaż ogólnie nie jest źle, mam dwa zastrzeżenia. Po pierwsze, ja rozumiem, że fani uwielbiali duet Blue Beetle i Booster Gold oraz chwalą bazujący na nim duet Green Lantern i Animal Man, ale ich wzajemne docinki są tak wymuszone i tak bardzo wzięły się znikąd, że aż mnie to boli. Po drugie, od dawna zapowiadano, że większość historii (w tym pierwsza) będzie dziać się w kosmosie, a nie lubię kosmosu DC Universe - nie jest to bowiem kosmos spójny i stworzony od podstaw, ale miejsce, w którym mogą ziścić się wszelkie, nawet najgłupsze pomysły scenarzystów, rysowników i sprzątaczy DC. Staram się jednak nie nastawiać do serii od razu negatywnie, stąd sięgnę po następne numery.




Podsumowując, najlepszą z ligowych serii jest Justice League, z którą na pewno warto się zapoznać, zwłaszcza teraz. Justice League 3000 i Justice League United są niezłe, ale mają specyficzny klimat, który nie wszystkim się musi spodobać. Wreszcie, Justice League Dark jest obecnie bardzo przeciętna i trzeba po prostu mieć nadzieję, że się poprawi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz